niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział 3

     Kanclerz Palpatine znany również jako Darth Sidious stał przy panoramicznym oknie w swoim gabinecie obserwując ruch powietrzny w pobliżu senatu. Nieprzenikniony wyraz twarzy w żadnym stopniu nie zdradzał ani jego nastroju, ani myśli. A w chwili obecnej był co najmniej wściekły. Nie tak to miało być. Już prawie się pozbył tej małej Togrutanki pałętającej się przy Skywalkerze. Mogła zginąć tyle razy, w takim wypadku Anakin byłby o wiele podatniejszy na jego wpływy. O ile łatwiej byłoby go pozbawić zaufania do Jedi, jeżeli przez nich umarłby jego ukochana, jakże irytująca, padawanka. Ale nie, musiała się wywinąć i jeszcze zamiast odrzucić Zakon Jedi, wróciła do nich co było tym bardziej nielogiczne. Normalną reakcją u osoby w jej położeniu byłyby uraza i brak zaufania, więc dlaczego jedna przystała na ich propozycję?
      Ahsoka Tano, kanclerz chcąc nie chcąc zapamiętał jak owy problem się nazywa, była solą w jego oku. Anakin był niezwykle silnie związany ze swoją padawanką, bardziej niż ze swoim byłym mistrzem i być może jedynie trochę mniej niż ze swoją żoną. Było to co najmniej kłopotliwe. Taki jeden szczeniak mógł zrujnować wszystkie plany Palpatine'a odnośnie młodego Rycerza Jedi. Tak, jak mógł wmówić Skywalkerowi, że Obi-Wan jest zmanipulowany przez Radę Jedi, tak nie mógł tego powiedzieć o jego padawance, a już na pewno nie teraz. Jeżeli był jakiś powód, dla którego Anakin nie przeszedłby na Ciemną Stronę, to właśnie Ahsoka była tym powodem. Dopóki ona plątała się przy jego boku, Skywalker był wierny Jasnej Stronie. Sidious nadal nie mógł pojąć czemu tak się dzieje, ale wiedział, że musi pozbyć się dziewczyny jak najszybciej.
      Lord Sithów nieśpiesznie podszedł do swojego biurka, na którym umieścił prywatny komunikator. Po nałożeniu płaszcza i ukryciu twarzy w cieniu kaptura skorzystał z urządzenia i już po chwili zamigotał przed nim hologram Cada Bane'a*. Łowca nagród spojrzał na Sidiousa spod ronda swojego kapelusza.
- Słucham. - Rzucił Duros w typowym dla siebie opryskliwym tonie.

***

      James siedział na barierce balkonu widokowego w sali treningowej. Obserwował właśnie dwa niezwykle nadpobudliwe stworzenia będące jego przyjaciółmi, które ganiały się po sali otoczone smugami niebieskiego i zielonego światła. Efekt był taki, że miało się wrażenie, że dwójka walczących padawanów jest uwięziona w świetlistej klatce poruszającej się razem z nimi. Oboje zrobili postępy przez ostatnie kilka tygodni, no przynajmniej Ahsoka. Nathe był Nathem, jego ambicją było wchodzenie reszcie galaktyki na ambicje, więc tak czy siak starał się być lepszy. Tak naprawdę oboje byli naprawdę cholernie dobrzy jak na swój wiek, ale Ahsoka w ostatnim przypływie swojego temperamentu uparła się, że musi się bardziej się starać. Żeby to było pierwszy raz. Raz na jakiś czas zdarzały jej się takie fazy, szczególnie po niepowodzeniach. Z reguły nie chciała być ciężarem, co sprawiało, że zaczynała mieć gdzieś siebie. "Skręcony nadgarstek? Nie, to tylko draśnięcie, nie idę do medyka!" A nie, to nie były fazy, to była typowa Ahsoka.
      Wystarczyła chwila, mrugnięcie oka i nagle obok niego wylądował Nathe balansując na brzegu barierki na wyprostowanych nogach. W prawej dłoni trzymał swoją standardową broń czyli miecz świetlny o podwójnym ostrzu. Rzucił Jamesowi krótki uśmiech pełen pewności siebie, wolną ręką odgarnął włosy z czoła i skoczył w dół wprost na Ahsokę. Drugi z padawanów w tym czasie zdążył kilka razy umrzeć i zmartwychwstać. Bardzo się starał odsunąć od siebie swoje jakże irytujące uczucia, jednak jego złotowłosy przyjaciel najwidoczniej nieświadomie nie chciał mu na to pozwolić. Jamie jeszcze chwilę bezwiednie gapił się w martwy punkt kontemplując uśmiech Nathaniela po czym został brutalnie wyrwany z zamyślenia.
      Kolejne ułamki sekundy i obok znalazła się Ahsoka. Togrutanka przeskoczyła przez barierkę przy okazji gasząc swój miecz świetlny. Z kocią gracją obróciła się w stronę Jamesa i oparła się o barierkę. Posłała mu nieco dziki uśmiech i odetchnęła głęboko.
- Znowu masz tą minę. - Stwierdziła przyglądając się uważnie twarzy przyjaciela.
- Jaką minę? - Bąknął chłopak szybko odwracając głowę.
- No wiesz, tą w stylu "Na Moc, ale on jest cudowny." - Togrutanka wywróciła oczami, w których przez krótką chwilę zabłyszczało rozbawienie.
      - Słucham?! - Oboje zesztywnieli kiedy za ich plecami rozległ się głos mistrza Ahsoki. Anakin zdecydowanie miał najgorsze wyczucie w całej galaktyce. Jego padawanka za to miała największego pecha. Byli jak niezwykle pechowa para skarpetek.
      Ahsoka, cała spięta, obróciła się w stronę swojego mentora szukając jakiegokolwiek wyjaśnienia swoich słów. "Ach, no wiesz, właśnie omawialiśmy poziom spedalenia miny Jamesa." Tsaaa... Wtedy miałaby na głowie dwóch wkurwionych facetów. Ups, czemu nie mogła wylądować w barze pełnym wściekłych łowców nagród? Naprawdę wolałaby wściekłych łowców nagród. Naprawdę!
- Nic, nie słyszałeś całości. - Odpowiedziała nieco niepewnie, jednak spojrzała na Anakina, który teraz nie wyglądał na skłonnego do przyjmowania tłumaczeń ani na zadowolonego.
- Prawdopodobnie dlatego jeszcze nie wiem jak ten szczeniak się nazywa. - Odparł Skywalker z miną, która wyraźnie mówiła o jego zamiarach. Tak, był gotowy uciąć głowę jej domniemanemu chłopakowi, a resztę poszatkować w drobne kawałeczki.
- Wcale się nie nazywa, nie mówiłam o niczym związanym ze mną. - Zaprotestowała dziewczyna zaciskając dłonie w pięści. Czemu do jej mistrza nie mogło dotrzeć, że ona nie szukała sobie chłopaka? Nie, nie wszyscy musieli być tacy jak on! Miała związki w głębokim poważaniu! Czy naprawdę życie musiało się kręcić wokół schematu "Znajdź miłość życia i idź się rozmnażać"?
- Niespecjalnie jestem skłonny ci uwierzyć. - Prychnął starszy Jedi próbując doszukać się w twarzy swojej padawanki jakiejkolwiek oznaki kłamstwa.
- Naprawdę, przepraszam, że się wtrącam, ale Ahsoka mówi prawdę. - Do rozmowy włączył się James, jak zwykle ukrywając się pod maską idealnego padawana z czarującym uśmiechem, który wyciągał ich z niejednego bagna. - Mówiliśmy o pewnej dziewczynie spotkanej na niedawnej misji, zakochała się w naszym przyjacielu, chyba nie muszę tłumaczyć czemu. - Ciągnął teraz celowo oglądając się na Nathe'a, który jeszcze nie zdążył do nich dołączyć.
- Właśnie, nasza irytująca gwiazdka, tylko na niego popatrzy Rycerzyku. Ja go znam, więc nic mi nie grozi, ale jestem pewna, że jakby się postarał to pewnie i z faceta zrobiłby geja. - Dodała szybko Ahsoka chwytając się ostatniej deski ratunku.
      Anakin powiódł wzrokiem za nimi zaszczycając blondyna jednym niezwykle krótkim spojrzeniem. Ta historyjka miała w sobie jakiś sens, poza uwagą jego padawanki o gejach, ale uznał jej bredzenie jedynie za objaw zmęczenia czy czegoś podobnego. Te kilka sekund wykorzystał James, żeby rzucić Togrutance spojrzenie pełne wielu pytań. "Zwariowałaś?!" "Próbujesz coś sugerować?" "Ej, ty tak na serio?" Ta jedynie w odpowiedzi wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się niewinnie.
- No niech wam będzie. - Powiedział Skywalker po kilku długich sekundach ciszy. - Ale ty, Smarku, i tak idziesz ze mną.
- Ja nic nie zrobiłam! - Zaprotestowała dziewczyna, ale Anakin zbył ją jednym machnięciem ręki.
- Nie piszcz, tylko chodź. - Rzucił kierując się do wyjścia.
      Togrutanka popatrzyła na niego wzrokiem godnym rasowego mordercy. 
- Nieznoszę go. - Mruknęła do Jamiego.
- Ale przyznaj, że tyłek ma niezły. - Usłyszała w odpowiedzi. Zareagowała spojrzeniem mówiącym wyraźnie, że doszła do wniosku, że z chłopakiem jest coś mocno nie tak.
- Ty coś bierzesz?
- Jaja sobie robię. Nie jest w moim typie. - Odparł chłopak.
- To ty masz jakiś typ? - Tano aż wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia.
- Nie, dobrze wiesz...
- Ahsoka, plotkaro, ruszaj się! - Przerwał im Anakin, który już stał przy drzwiach.

***

      Chcąc nie chcąc musiała pójść za Skywalkerem obojętnie jak bardzo jej się nie chciało. Nie chodziło o to, że miała problem z samym nim, ale przydałaby jej się chwila wytchnienia od jego nadopiekuńczości. Tylko kilka razy udało jej się wyrwać od niego. Ostatnie kilka tygodni spędziła w świątyni w otoczeniu Anakina oraz Jamesa i Nathe'a. Nie narzekała na nic poza faktem, że cały czas siedziała tutaj, kiedy mogłaby robić coś innego. Czy nie byli potrzebni? Czyżby ktoś wcisnął przycisk pauzy i zatrzymał wojnę? Nie, ale ona dalej przesiadywała na Corouscant zastanawiając się czy niebo nad planetą może być jeszcze bardziej szare. Wszystko przez Anakina, uparł się, że powinna odpocząć, kiedy to była ostatnia rzecz, o jakiej teraz marzyła. 
      Siedząc tutaj coraz dłużej nie mogła ani na chwilę zapomnieć o minionych wydarzeniach, a wręcz przeciwnie, cały czas ją prześladowały wspomnienia. Czasami nie mogła spać, leżała całą noc wpatrując się w sufit i zastanawiała się czemu musiało paść na nią. Czemu Barrissa zrobiła to akurat jej? Czy nie powinna wziąć pod uwagę ich, już przeszłej, przyjaźni? Czasem była nawet skłonna o poproszenie o wizytę u niej, byle, żeby się dowiedzieć. Starała się odrzucać te pomysły, prawdopodobnie rozmowa z byłą Jedi nie wyszłaby jej na dobre. Naprawdę chciała jedynie wyrwać się ze świątyni i chociaż na chwilę zapomnieć, że połowa Jedi dziwnie na nią patrzy. Wiedziała, że byli tacy, którzy i tak jej nie ufali, byli też tacy, którzy jej współczuli i próbowali to okazywać, a ona chciała mieć jedynie spokój. Świadomość, że co chwilę ktoś się na nią gapił lub o niej szeptał była jeszcze bardziej irytująca. Zdążyła przywyknąć do miana "padawanki Wybrańca", ale było ono otoczone przekonaniem, że jest po prostu kolejną uczennicą, to jej mistrz był tym, o którym zawsze było głośno, ona stała z boku w jego cieniu. Niestety, odebrano jej tę wygodę i bardzo nieprzyjemny sposób.
      Prawie wpadła na Anakina kiedy ten zatrzymał się bez słowa. Zatrzymała się w ostatniej chwili od razu zauważając, że została zaprowadzona dokładnie pod swój pokój. Naprawdę? Naprawdę nie dało się inaczej? I po co przyprowadził ją akurat pod jej pokój?
- Za piętnaście minut na lądowisku. Weź tylko to, czego najbardziej potrzebujesz. - Powiedział nie oglądając się na nią. - I tak przy okazji - Tutaj sięgnął do swojego pasa, żeby coś od niego odczepić i obrócił się w jej stronę pokazując jej metalicznie lśniącą rękojeść. - trochę to zajęło, ale udało mi się go odnaleźć. - Posłał jej krótki uśmiech wyciągając do niej rękę, w której trzymał jej shoto. Nie było nowe, od razu rozpoznała broń, którą zgubiła, gdy ścigały ją klony. Nie przypuszczała, że Anakin będzie go szukał. Tak naprawdę sama chciała postarać się o nowy miecz przypuszczając, że tego już nie odnajdzie.
      Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Wzięła w dłoń chłodny w dotyku miecz i mocno zacisnęła dookoła niej palce.
- Nie sądziłam, że ty... - Zaczęła patrząc teraz wprost na Anakina. Rycerz jedynie wzruszył ramionami i poklepał ją po ramieniu w przyjacielskim geście.
- Nic nie mów. Za piętnaście minut widzę cię na lądowisku! - Rzucił puszczając do niej oczko i oddalił się szybkim krokiem.

***

Emm... Tak. Nie chce mi się liczyć ile nic nie dodawałam, wiem, że długo. Wen to spedalone stworzenie żyjące własnym życiem, roboczo nazwałam go James, więc to wina Jamesa. Polazł i postanowił nie wracać, aż do chwili, kiedy będzie najmniej odpowiednia chwila na pisanie. Nic, mam nadzieję, że wszyscy, a przynajmniej większość jest szczęśliwa. Moja droga parabatai, masz namiastkę chińszczyzny w postaci Jamesa... Chyba jednak inaczej nazwę tego wena. Naprawdę przepraszam za to leniwe stworzenie, nie wiem ile zajmie mu przybycie na kolejny rozdział. Na swoją obronę powiem, że miałam momenty, w których prawie udawało mi się coś napisać, ale nie z mojej winy wszystko szło się, ładnie mówiąc, kochać. Tak, tak, wiem, znowu się uwzięłam na życie Ahsoki, ups, taki talent. Przyda mi się w końcu spuścić komuś chociażby minimalny wpierdol. Na tym kończę. Trzymajcie kciuki za Wena!

*Głównie odniosłam się do tego, że moja zajebista pamięć wychwyciła gdzieś kiedyś, że Cad rzucił kiedyś do Ahsoki tekstem w stylu "Jeszcze kiedyś zatańczymy.", przynajmniej było tak w angielskiej wersji, a moja pamięć jest dziwna i najczęściej zapisuje takie fragmenty. Btw. facet na propsie od teraz po wieki ma u mnie okejkę za samo nazwisko, szkoda, że nie ma zamiłowania do brokatu, kota i pewnego niebieskookiego uosobienia zajebistości. (Tak, musiałam, w końcu to ja, #chalo #chińszczyzna #Magnus #zazdrosny #czarownik #pozdrawiam #parabatai)